Co może stać się na imprezie urodzinowej dzieci? Przeczytaj kolejny wpis z cyklu „Pamiętnik sarkastycznej matki”. Znacie to powiedzenie „Przez żołądek do serca”? Mam czasem wrażenie, że im dłużej żyję, tym bardziej proste polskie powiedzenia nabierają głębszego sensu… Tak było pewnego upojnego wieczoru na czwartych urodzinach naszego sąsiada…
Można by debatować o tym, jak kiedyś wyglądały „domówki”… Jednak kiedy na świat przychodzą dzieci słowo „domówka” nabiera zupełnie nowego znaczenia i wielu nowych odsłon. Kiedy człowiek wybiera się z dwójką dzieci na czwarte urodziny ich przyjaciela, to umówmy się, może wydarzyć się wszystko… Nie tam takie pitu pitu za czasów studiów. Nie mniej jednak zawsze, absolutnie zawsze – czegokolwiek się spodziewamy – życie nas zaskoczy…
Impreza urodzinowa z pięknym tortem
A zatem w sobotnie popołudnie zjawiliśmy się na wspomnianej już imprezie urodzinowej dzieci. Dużo maluchów, dużo dorosłych, balony, piękny tort. No po prostu bohema. 😉
W tym miejscu chciałabym nadmienić, iż wszyscy mieszkańcy ziemi, którzy mieli okazję obcować z dwójką moich dzieci, wiedzą o nich jeden, niezaprzeczalny fakt – oni nie mają problemów z jedzeniem! Raczej to dzieci przebywające w ich towarzystwie mają zwykle problem z jedzeniem, ponieważ niewiele dla nich zostaje… Nie wiem, mówiąc szczerze, gdzie to jedzenie znika w ich chudych czterech literach.
Podobnie było tym razem. Niestety musieliśmy spóźnić się ponad godzinę. Moi wspaniali przyjaciele, których pozdrawiam z tego miejsca, wykazali się wspaniałym gestem i zaczekali na nas z tortem i odświętnym śpiewaniem urodzinowych szlagierów.
Szturm na tort urodzinowy
Kiedy zatem weszliśmy na przyjęcie od razu, ku maksymalnej uciesze moich dzieci, przeszliśmy do przygotowania tortu, świeczek i miejsca na stole. Nie przeszkadzało to jednak, aby w tym czasie moje cudowne głodomory oporządziły nonszalancko oczekujące na nich przy stole przystawki – pomidorki, kabanosy, plasterki sera i wiele innych.

Tort dotarł na stół de facto po kwadransie więc młodzież było już ostro zaprawiona w przystawkach. Nie wszystkie dzieci obecne na sali, miały tego dnia możliwość skosztowania kabanosa…
Piękny tort z oktonautami wjechał na stół. Wyśpiewaliśmy jubilatowi wielokrotnie to i owo i przystąpiliśmy do konsumpcji licznych warstw cukru. No nic tak nie krzepi jak cukier przecież, a wiadomo, że człowiek centralnej polski w długie jesienno-zimowe nocodnie musi się czasem pokrzepić. Zatem w każdym dorosłym i nieletnim brzuchu rach ciach zjawiły się tortowe warstwy. Znacie to uczucie błogostanu, kiedy jesteście już tak cudownie najedzeni i myślicie już tylko o kanapie?
„Grunt to trawić w ruchu”
Dzieci go nie znają. Pełne, nieletnie brzuchy rozbiegły się do zabawy. Jak nauczał Pan Kleks, grunt to trawić w ruchu… Przy czym jedno dziecko po kilku minutach powróciło do stołu. Przez dość długą chwilę zastanawiałam się, czy tort nasączany był alkoholem, czy może zmęczenie wywołuje we mnie halucynacje.
Oto przede mną maluje się taki oto obrazek…
Moja córka zasiada ochoczo na kolanach nowo poznanego wujka (tu dodam, że niczemu się jeszcze nie dziwie, bo wujek jest absolutnie cudowny). Następnie Wujek D proponuje mojej konającej przecież z głodu 5-latce bigos… Od razu uśmiecham się pod nosem i myślę sobie, że przecież w tym brzuchu są już tony jedzenia i przypominają mi się w głowie wszystkie domowe sytuacje, w których to próbowałam przemycić dzieciom witaminę C pod postacią kapusty:
Bleee! Fujjj! W życiu tego nie zjem! Chyba żartujesz mama! To nie jest jedzenie!
Nie mniej jednak bigos ląduje na talerzu, a zaraz za nim mięciutka kromka pieczywka. Szeroko otwieram oczy i czekam, co się wydarzy.

Z tyłu głowy pojawia i się myśl, że liczę gorąco na to, iż Wujek D nie stosuje się szczegółowo do zasad pandemii, gdyż z dużym prawdopodobieństwem, będzie zaraz zajadał używany już bigos…
Ale nie…
Wujek D podnosi łyżkę i karmi moje samodzielne dziecko niczym księżniczkę na ziarnku grochu, co jakiś czas urozmaicając kapuściany przysmak oderwanym z kromki fragmentem pieczywa. Im szerzej ja otwieram oczy, tym mam wrażenie szerzej moja córka otwiera szczękę. Radosny uśmiech mojej córki mówi sam z siebie. Wtula się w swojego karmiciela. Szepcze mu do ucha jakieś tajemnice. Chichoczą do siebie i zajadają kapustę.

Zakończenie imprezy urodzinowej
Myślę sobie, że to niemożliwe i wymieniam herbatę zero procent na coś bardziej adekwatnego do doznania szoku. To jednak nie koniec matczynych zaskoczeń. Kiedy oddalam się do kuchni, za sobą słyszę głos mojej rozmarzonej córeczki, która wciąż żując ostatnią z podanych wprost do ust łyżek, wtulona w ciepłą pierś Wujka D i mówi:
Gdzie byłeś całe moje życie…?
Nic dodać, nic ująć. Wujek D wie, że przez żołądek do serca. Najlepszy wujek urodzinowej domówki.
Dobrego dnia
Ewelina
Przeczytaj również:
- Pamiętnik sarkastycznej matki – cz. 5
- Jak samodzielny maluch może ułatwić życie rodzinne?
- Jak zmierzyć się z emocjami: przyglądać się czy uczyć się reagować?
- Pomysł na prezent
I ja tam byłam i też wielkie oczy robiłam..
Czy to bigosu smak taki cenny?
Czy wujka D pogoda duszy taka znamienna?
@Ewcia swietnie piszesz ! Moze jakies standupy na przyszlosc ? 😉
Myślę, że i jedni i drugie, czyli groch z kapustą 😉 Albo to bezcenna mieszanka i zrozumienia na poziomie dwóch indywidualności.
P.S. Dziękuję ci za dobre słowo. Daje to skrzydła =)
Bardzo się uśmiałam, czytając powyższy tekst. Powróciły wspomnienia kiedy moja córka była dzieckiem. Lubię czytać to co piszesz. Tak trzymaj.
Dziękuję! =)